Mikrohistorie, które tworzą całość. Materiały do "Kalendarium życia Karola Wojtyły"

Relacje o Karolu Wojtyle, pełne nieznanych dotąd szczegółów, zbierał ks. Adam Boniecki do kalendarium pisanego po wyborze Wojtyły na papieża. Osobiste świadectwa przesyłali mu ludzie z całej Polski. Niezwykłe listy, dotąd dostępne tylko w Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego, teraz możecie przeczytać na portalu JP2online.pl.
Ulica krakowska, tuż po wyborze Karola Wojtyły w październiku 1978 r. Fot. Wojtek Laski/ East News
1930-1938
Okres nauki Karola Wojtyły w gimnazjum w Wadowicach. 
pażdziernik 1942
Karol Wojtyła wstępuje do konspiracyjnego seminarium duchownego w Krakowie. 
1949-1951
Ks. Karol Wojtyła jest wikariuszem w parafii św. Floriana w Krakowie. 
1958-1978
Okres biskupi Karola Wojtyły. 
16 października 1978
Wybór Karola Wojtyły na papieża. 
luty 1979
Apel ks. Adama Bonieckiego o przesyłanie wspomnień i relacji o Karolu Wojtyle na łamach "Tygodnika Powszechnego". 
1983
Pierwsze wydanie "Kalendarium życia Karola Wojtyły" ks. Adama Bonieckiego. 
Zapis faktów kontra „bzdurne życiorysy”
Jest październik 1978 r. Krótko po wyborze Karola Wojtyły na papieża powstają pierwsze książki o jego życiu. Jak pisał ks. Adam Boniecki, szybko okazało się, że „był to zalew bzdurnych życiorysów nowego papieża”. Redaktor „Tygodnika Powszechnego” postanawia rzetelnie i w oparciu o dostępne źródła udokumentować dotychczasowe życie Jana Pawła II. Rusza do archiwów, rozmawia z dziesiątkami osób, które znały papieża, przegląda prasę. Wszystko, by wynotować jak najwięcej informacji i danych. W lutym 1979 r. na łamach „Tygodnika Powszechnego” ks. Boniecki publikuje apel o przesyłanie osobistych relacji i wspomnień. Na adres redakcji przychodzi kilkadziesiąt odpowiedzi. W oparciu o zebrany materiał powstaje „Kalendarium życia Karola Wojtyły”. Jak pisał później pomysłodawca przedsięwzięcia, miał być to „chronologicznie uporządkowany zapis faktów, dokumentów, świadectw (sprawdzonych)”. Do dzisiaj jest to najlepiej udokumentowana biografia Jana Pawła II do czasu wyboru. Dla każdego, kto chce poznać życie Wojtyły, „Kalendarium…” stanowi absolutne vademecum.

Część zebranego materiału nie została jednak nigdy opublikowana. Ks. Boniecki umieszczał bowiem informacje „zgodnie z rygorem kalendarium”, wyłączając „niemal wszystkie komentarze, oceny, przymiotniki, słowem wszystko, co wykraczało poza ścisłą relację”. O ile zawartość faktograficzna została wykorzystana w całości, to w książce zabrakło miejsca na obszerniejsze fragmenty. Wspomnienia te, niektóre bardzo subiektywne, są zapisem szczegółów, okoliczności, wrażeń i emocji ludzi, którzy odpowiedzieli na opublikowany apel.

Listy ukryte w archiwum
Po zakończeniu prac nad „Kalendarium…” listy przesyłane do ks. Bonieckiego zostały złożone w Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przez lata leżały tam niemal zapomniane, wyjątkowo jedynie zaglądali do nich szczególnie dociekliwi badacze. W rękopisach i maszynopisach pozostało sporo nieopublikowanych fragmentów listów, relacji, wspomnień. Na ten właśnie zbiór zwrócono uwagę w trakcie kwerendy prowadzonej przez Centrum Myśli Jana Pawła II z Warszawy. Jest to przedsięwzięcie, związane z wieloletnim projektem opracowania całej spuścizny papieża z wielu instytucji i archiwów oraz umieszczaniu jej na portalu JP2online.pl. „Ten zbiór od początku wydał nam się wyjątkowo ciekawy, jest niedostępny dla przeciętnego badacza, zapomniany, a przecież są w nim opisy wielu wydarzeń opowiadane przez ludzi już nieżyjących. Często są to jedyne wzmianki o epizodach z życia przyszłego papieża, jakimi dysponujemy” – mówi Piotr Strasz, kierownik działu zasobów cyfrowych warszawskiej instytucji. „Uznaliśmy, że warto udostępnić go szerzej, bo pokazuje działalność naszego patrona, gdy był jeszcze postacią lokalną, rozpoznawalną tylko w Krakowie. A przecież to był świat, który go formował, zostawił na nim wyraźne piętno. Bez tego fragmentu jego życiorysu nie zrozumiemy dalszych wyborów, których dokonywał”.

Kilkadziesiąt listów, dzięki ich digitalizacji i udostępnieniu na portalu JP2online.pl, opatrzonych opisem, indeksem rzeczowym i osobowym, jest teraz dostępnych dla każdego. Znajdują się w nich jednak nieznane dotychczas szczegóły spotkań z Karolem Wojtyłą – studentem, księdzem, biskupem. Przykuwają uwagę niezwykle osobistym tonem, często wyjątkowością stylu, a także świeżością, bo wszystkie pisane były w 1979 r. Dzięki udostępnieniu cyfrowych kopii, mamy do czynienia nie ze zredagowanym, opracowanym tekstem, ale żywą opowieścią, pisaną często własnoręcznie, ze skreśleniami i poprawkami, nierzadko pokazującymi charakter autora.
Wyjątkowi ludzie
Niektóre ze wspomnień pozwalają jeszcze wyraźniej poznać i zrozumieć fenomen środowiska, w którym dorastał Wojtyła, a które miało niebagatelny wpływ na kształtowanie się jego osobowości. Irena Orlewiczowa, która znała Karola ze studiów, przesłała księdzu Bonieckiemu wspomnienie o przedwojennych Wadowicach. Barwnie opisywała duchownych wadowickiej fary, w której Karol był ministrantem: „Proboszcz wadowicki, ksiądz Prochownik, człowiek o mocnym charakterze, nieustępliwy, ale jakże troskliwy opiekun swoich parafian (…). Obok niego cichy, najwspanialszy doradca w każdej trudnej chwili – ksiądz Figlewicz (…)”. Orlewiczowa wspominała też ks. Edwarda Zachera, katechetę Karola Wojtyły. „A ksiądz prałat dr Zacher – to szczególny wychowawca, on to nie tylko uczył religii (był ostry – na stopień bardzo dobry trzeba było popracować), ale ogólnej postawy zdrowia psychicznego i fizycznego. Głosił hasło: «w zdrowym ciele, zdrowy duch». Pamiętam wspólne z nim siatkówki. (…) Przedstawiając ten mały krąg ludzi, chciałam wskazać na specyficzną aurę, w jakiej wówczas wzrastaliśmy…”.


Postacią wybitną, która zapisała się w pamięci krakowian, był ówczesny arcybiskup krakowski Adam Stefan Sapieha. W okresie okupacji urządził on w kurii biskupiej tajne, zakonspirowane seminarium, do którego Wojtyła wstąpił w 1942 r. Jeden z jego kolegów-kleryków tak wspominał po latach postać Sapiehy: „Przechodząc ulicą Franciszkańską zauważyłem pod bramą okazałego domu gromadę podrostków, do których zbliżył się kapłan niewielkiego wzrostu, w kapeluszu z wielkim rondem i z naręczem kromek chleba. Znikały one w kieszeniach rozkrzyczanej gromady chłopców wołających «jeszcze mnie, jeszcze mnie». Starczyło. Nie wiedziałem, kto to jest ten kapłan. Z odruchem oburzenia usłyszałem odpowiedź: «Jak to pan nie wie, to przecież nasz książę metropolita!» Wielu rzeczy jeszcze nie wiedziałem, a był to kwiecień 1940 roku. Nie wiedziałem jeszcze, że za dwa lata będę sam korzystał z łaskawości księcia metropolity, który mnie przyjął jako obcego kleryka. Nie wiedziałem też, że przy jednym stole posilałem się na co dzień z przyszłym papieżem”. Autorem wspomnień był późniejszy proboszcz w Gaszowicach, ks. Franciszek Konieczny. Jemu z polecenia Sapiehy przypadło w udziale prowadzenie ćwiczeń gimnastycznych. Tymczasem Karol nieco się garbił, co nie umknęło uwadze kolegi, który starał się zwracać uwagę na nawyk postawy Wojtyły. Jak wspominał po latach w liście zachowanym w kolekcji: „nie udało mi się jednak skorygować [jego] nieco przygarbionej postawy. Myślę, że to naszemu Ojcu świętemu nie zaszkodziło. Przynajmniej głowa pozostała blisko serca, a to czyni Go tak wielkim”.


Abp. Adam Sapieha przemawia podczas zbiórki pieniędzy w Krakowie na rzecz bezrobotnych pod hasłem „Święty Mikołaj dla dzieci bezrobotnych”, grudzień 1936 r. Fot.: NAC.

W zbiorze poczesne miejsce zajmują relacje koleżanek i kolegów Wojtyły z czasów studiów polonistycznych. Jeden z epizodów podczas sesji egzaminacyjnej barwnie opisał Franciszek Kleszcz: „Złożenie egzaminów z gramatyki opisowej języka polskiego i z języka starocerkiewno-słowiańskiego było warunkiem przyjęcia na ćwiczenia z gramatyki historycznej, więc co pilniejsi studenci starali się przygotować do tych dwu, wcale niełatwych egzaminów. Tylko nieliczni jednak mogli pochwalić się pozytywnymi wynikami. W okresie sesji lotem błyskawicy rozeszła się wśród nas wieść, że znalazł się ktoś taki, kto u prof. Nitscha złożył egzamin z gramatyki opisowej z wynikiem dobrym. Tym «kimś» był Karol Wojtyła. Było to tym bardziej zaskakujące, że uzyskanie nawet stopnia dostatecznego u prof. Nitscha było niesłychanie trudne i uważane za duży sukces. Całe grupy egzaminowanych studentów «wylatywały» gwałtownie z sali egzaminacyjnej, a za nimi często leciały indeksy. Tak przynajmniej głosiła fama”.

Wschody słońca
Po przyjęciu święceń w 1946 r. Wojtyła na dwa lata wyjechał do Rzymu. Po uzyskaniu doktoratu, wrócił do Polski, skierowany na rok do pracy w Niegowici. Stamtąd trafił do kościoła św. Floriana w Krakowie. I właśnie tego okresu dotyczy znaczna część zachowanych wspomnień. Zgodnie z poleceniem Sapiehy, Wojtyła zajął się pracą naukową – najpierw w Krakowie, a potem (po usunięciu Wydziału Teologicznego z Uniwersytetu Jagiellońskiego) w Lublinie. Studentów, którzy w parafii św. Floriana śpiewali w gregoriańskiej scholi Wojtyła zabierał swoim zwyczajem w góry. Marii Bucholc wpisała się w pamięć szczególnie wyprawa, która odbyła się latem ok. 1955 r. „Jedną z takich wycieczek pamiętam z noclegiem na Leskowcu” – wspominała autorka listu. „Ks. Karol Wojtyła kazał obudzić się przed wschodem słońca i obudzony natychmiast wyruszył samotnie podziwiać wstający dzień”.


W zbiorze znajdują się też listy od nadawców, do których ks. Boniecki osobiście zwrócił się z prośbą o wspomnienie. Jednym z nich był marianin, ks. Stanisław Klimaszewski. Zakonnik ten uczestniczył w seminarium doktoranckim, jakie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim prowadził Wojtyła. „Na wiosnę tego roku [1958] rozeszła się wieść, że ma zostać biskupem w Krakowie. Obserwowałem wówczas jego reakcję. Przeżywał to mocno” – pisał marianin. „Wówczas stwierdziłem i mówiłem o tym do innych, że w tych tygodniach posiwiał, pochylił się. Widziało się, że czuje odpowiedzialność za posługiwanie biskupie, a jednocześnie i chyba żal, że będzie w jakiejś mierze musiał zrezygnować z pracy naukowej”. Ks. Klimaszewski przypomniał w liście epizod opisany przez ks. Zieję, gdy latem 1958 r., do kaplicy warszawskich urszulanek zapukał młody kapłan, prosząc o możliwość modlitwy w kaplicy, ponieważ jego pociąg miał odjechać dopiero późną nocą. Gdy zaniepokojona przeciągającą się obecnością duchownego zakonnica zaglądnęła do kaplicy, zobaczyła Wojtyłę leżącego krzyżem na posadzce. „Myślę, że to jego leżenie krzyżem w kaplicy urszulanek trzeba związać z podejmowaniem decyzji co do przyjęcia tej nominacji. Przeżył ją mocniej niż wybór na papieża!” – pisał ks. Klimaszewski.

Okruchy drogocennych klejnotów
W wielu wspomnieniach stale powraca zaangażowanie biskupa Wojtyły na rzecz ludzi biednych i chorych, których często odwiedzał w ich domach. W swoim liście Irena Jeżewska wspominała, że te prywatne spotkania, niewidoczne dla nikogo, dobitnie pokazują szlachetność serca późniejszego papieża. „Chodzi mi o prywatne wizyty księdza kardynała w domach ludzi chorych w różnych parafiach Krakowa. To są okruchy drogocennych klejnotów, rozsianych pośród codziennych udręk skromnych ludzi” – pisała Jeżewska.


Uważność na cierpienie szła u Wojtyły w parze z prostotą życia. W 1958 r. nowo wyświęcony biskup pomocniczy krakowski udzielał święceń dwóm franciszkanom reformatom. Do liturgii służył wtedy kleryk, o. Cherubin. Jak wspominał, „przez cały czas byłem wewnętrznie «roztargniony». Zauważyłem bowiem na nogach księdza biskupa nędzne półbuty, sfatygowane mocno, a ja – ubogi mnich – akurat wtedy miałem na nogach prawie nowe trzewiki, które otrzymałem od przełożonych! (…) To, co potem opowiadano o prawdziwym ubóstwie metropolity krakowskiego – miało pokrycie w tym maleńkim, zauważonym przeze mnie fakcie. Utkwił mi w pamięci. W życiu z tego faktu wiele skorzystałem”.



Skromność kardynała, który trzy lata później został głową Kościoła, ilustruje wspomnienie ze zbioru listów do ks. Bonieckiego. W 1975 r. przyjechał do Krakowa z wizytą ks. Władysław Bukowiński, absolwent prawa i kapłan archidiecezji krakowskiej, który w latach trzydziestych zdecydował się wyjechać do pracy na Kresach Wschodnich, w Łucku. Aresztowany, uwięziony i zesłany przez Sowietów do Kazachstanu, zdecydował się tam pozostać, aby służyć licznym Polakom i Niemcom. Ks. Bukowiński, który w 2016 r. został beatyfikowany, często widywał się ze swoim arcybiskupem, Karolem Wojtyłą, żywo zainteresowanym pracą duszpasterską w Kazachstanie. Jedną z wizyt ks. Bukowińskiego w Krakowie tak opisała Irena Niewodniczańska: „W parafii św. Floriana proboszcz zorganizował uroczystą kolację na cześć naszego Władeczka. Dla arcybiskupa Wojtyły stał duży fotel na pierwszym miejscu przy stole, lecz kardynał za nic nie zgodził się zająć miejsca przeznaczonego, podkreślając, że Władysław Bukowiński, który wybrał na nieludzkiej ziemi pracę duszpasterską – jest absolutnie pierwszą i główną postacią tego spotkania”.

Ks. Władysław Bukowiński po aresztowaniu przez NKWD, 1940 r. Fot. NKWD/Domena publiczna.

Antoni Piotrowski, architekt, nigdy nie rozmawiał osobiście z Karolem Wojtyłą, ale opisał sytuację, jaką zapamiętał ze studenckich czasów: „Zwykle chodziłem na różaniec do ojców dominikanów w Krakowie. Zawsze obraz Matki Boskiej odprowadzany był przez biskupów z nawy głównej do bocznej po zakończeniu nabożeństwa. Zazwyczaj biskup prowadził kondukt i szedł pierwszy. Kiedy biskup Wojtyła odprowadzał obraz do bocznej nawy widziałem, że obraz niesiony jest w pierwszym rzędzie, a biskup szedł za obrazem w drugim rzędzie. Podobała mi się ta innowacja, jako słuszna”.

Dlaczego pani usiadła tak daleko?
Z listów jednoznacznie wyłania się postać Wojtyły, który nie tworzył zbędnego dystansu, był bezpośredni, a każdy rozmówca, bez względu na poziom wykształcenia czy pozycję społeczną, czuł się potraktowany wyjątkowo i z nadzwyczajną wręcz życzliwością. O tym, że nie była to tylko postawa na pokaz, świadczy relacja H. Lipińskiej z Łodzi, która w kwietniu 1961 r. spędzała urlop w zakopiańskiej Księżówce. „Pewnego dnia przyjechał tam z nartami biskup Wojtyła. Budził we mnie onieśmielenie, gdyż wydawało mi się, że stale jest ogromnie skupiony: albo wciąż głęboko myśli, albo wciąż się modli. Księżówka była wówczas dość pusta. Pewnego dnia, gdy zeszłam na śniadanie, zastałam na sali księdza biskupa. Usiadłam z dala, nie chcąc mu przeszkadzać. «Dlaczego usiadła pani tak daleko?» – usłyszałam. «Jestem osobą świecką, przyjdą na pewno księża». «Ależ proszę pani, wszak żyjemy w dobie dowartościowania laikatu, proszę bardzo [usiąść]». A po tym potoczyła się rozmowa, chyba o roli kobiety (to mój konik!). Pamiętam jednak, jak bardzo uważnie słuchał. Było to zdumiewające. Siostry mówiły «to najpokorniejszy z księży»”.
Abp Karol Wojtyła rozmawia z dwiema kobietami podczas uroczystości milenijnych w Sosnowcu, 20 maja 1967 r. Fot: br. Cyprian Grodzki OFMConv/klasztor w Niepokalanowie.

Przystępność Wojtyły jako biskupa, jego dyspozycyjność i otwartość na spotkanie wspominali także księża. „Przy pobycie w Krakowie bardzo często odwiedzałem księdza kardynała w jego mieszkaniu i wystarczyło rano zatelefonować, czy jest obecny, by zostać przyjętym, bez żadnego zawiadamiania kapelana” – pisał o Wojtyle ks. Bruno Magott, były rektor seminarium częstochowskiego. „Po zdjęciu płaszcza przez pana Franciszka spotykałem nie tylko księży różnego wieku od najmłodszych wiekiem, lecz świeckich, studentów, których ksiądz kardynał przyjmował aż do obiadu, miał czas dla wszystkich, zawsze z miłym uśmiechem”.


Wiele relacji podaje, że Wojtyła, ilekroć kogoś rozpoznał, bez względu na okoliczności, podchodził, by zamienić kilka słów. Właśnie to „zauważanie” przewija się jak mantra w licznych wspomnieniach. O tej zwykłości i prostocie wspominał też kolega z czasów studiów, Franciszek Kleszcz: „Już jako biskup ks. Karol Wojtyła mieszkał przez jakiś czas przy ul. Kanoniczej. Codziennie rano, przed godz. 7 szedł Plantami na Franciszkańską. Ponieważ o tej porze i ja zwykle szedłem do pracy (mieszkam przy ul. Podzamcze) więc spotykaliśmy się często. Te krótkie spotkania i rozmowy na wspólnie przemierzanej trasie były dla mnie zawsze wielką radością. Jego życzliwości, uśmiechu i serdeczności nie umniejszała wysoka godność. Zawsze nas dostrzegał, pozdrawiał, często zatrzymywał się, by zamienić choćby kilka słów”.
Listy na wyciągnięcie ręki
W zbiorze listów znajduje się wiele podobnych mikrohistorii. Znamienna jest obserwacja, którą ks. Adam Boniecki podsumował przysłane w odpowiedzi na apel listy. Jak pisał, „wiele, wydaje mi się, mówi fakt, że nie otrzymałem ani jednej prawdziwej czy fałszywej relacji, która by rzucała złe światło na osobę Ojca św. choć trudno zaprzeczyć, że ogłaszany w prasie apel mógł łatwo sprowokować złośliwych lub niechętnych. Ani jeden tego rodzaju tekst podpisany czy anonimowy do mnie nie dotarł”.

Wszystkie listy z kolekcji, teraz zeskanowane i opisane, można przeglądać na portalu JP2online.pl. Udostępniona korespondencja to ciekawy materiał źródłowy, który może być szerzej wykorzystany przez historyków, a także edukatorów czy dziennikarzy. Chociaż lektura niektórych listów wymaga wytężenia wzroku, nie wszystkie bowiem pisane są najczytelniejszą kaligrafią, ich treść warta jest tego wysiłku. Wspomnienia pokazują bowiem Wojtyłę jako człowieka z którym spotkanie pozostawało głęboko w pamięci.

Relacje są cenne z jeszcze jednego powodu. Są kolejnym dowodem na to, że głoszona przez Wojtyłę personalistyczna koncepcja człowieka nie była dla niego li tylko teorią, ale praktykowanym sposobem budowania i tworzenia relacji z innymi.

Autor tekstu: Mateusz Zimny

Event Place
Choose location...