Karol Wojtyła i księża-robotnicy
Kiedy w 1981 r. Jan Paweł II pisał encyklikę "Laborem exercens", wciąż miał w pamięci żywe wspomnienie wakacji sprzed ponad 30 lat. Zapuszczał się wtedy w biedne przedmieścia Paryża i Marsylii razem z kapłanami z ruchu księży-robotników, a w Belgii schodził do kopalni z polskimi górnikami. Doświadczenia te zostawiły w nim trwały ślad.
Fot. Dimitris Vetsikas/Pixabay
Przewiń oś czasu
18 maja 1947
Książę kardynał Adam Sapieha odwiedza Karola Wojtyłę i Stanisława Starowieyskiego w Kolegium Belgijskim w Rzymie i zleca im podróż po krajach zachodniej Europy, zapewniając jej finansowanie.
3 lipca 1947
Karol Wojtyła zdaje egzamin licencjacki summa cum laude i zaraz potem wyjeżdża ze Stanisławem Starowieyskim do Francji.
lipiec 1947
Obaj koledzy spędzają miesiąc we Francji, odwiedzając Marsylię, Lourdes i Paryż. Spotykają się z duszpasterzami w środowiskach robotniczych, a także dużo zwiedzają.
sierpień 1947
Karol Wojtyła ze Stanisławem Starowieyskim docierają ok. 6 sierpnia do Brukseli. Sierpień przeznaczają na zapoznanie się z metodami duszpasterskimi wśród robotników belgijskich, zwiedzają Flandrię i Walonię, a także udają się na ok. 10-dniową wyprawę do Holandii.
wrzesień-październik 1947
Koledzy rozdzielają się. Karol Wojtyła decyduje się przez około miesiąc pomagać duszpastersko w polskiej misji katolickiej w okolicy Charleroi w Belgii. Pracuje wśród górników pochodzenia polskiego. 25 października, w drodze powrotnej do Rzymu, Karol Wojtyła odwiedza Ars, parafię św. Jana Marii Vianneya.
6 marca 1949
Półtora roku po wizycie we Francji Karol Wojtyła dzieli się swoimi refleksjami o pracy księży-robotników w debiutanckim artykule na łamach "Tygodnika Powszechnego" pt. "Mission de France".
Dar od księcia
W maju 1947 r. Adam Sapieha, książę i arcybiskup krakowski, odwiedził w Rzymie młodego księdza – Karola Wojtyłę. Wojtyła mieszkał w Kolegium Belgijskim, robił doktorat na rzymskiej uczelni Angelicum. Sapieha postanowił wysłać go razem z przyjacielem, Stanisławem Starowieyskim, w podróż do Francji, Belgii i Holandii. Mieli odpocząć, zapoznać się ze sztuką sakralną Zachodu, ale przede wszystkim – poznać nowe metody pracy duszpasterskiej.
Wojtyła znał już trochę środowisko robotnicze. W czasie wojny cztery lata przepracował w fabryce Solvay w Krakowie. W Rzymie zaś miał okazję zapoznać się z tematem od strony teoretycznej. W Kolegium Belgijskim nie brakowało sposobności do dyskusji i lektur o ruchu robotniczym. Był to najgorętszy temat w czasie, kiedy Związek Radziecki kontrolował połowę Europy, a komunistyczne partie osiągały w krajach Zachodu szczyt popularności. Kwestia robotnicza wydawała się jedną z najbardziej palących dla ówczesnego Kościoła.
Wyruszyli w lipcu. Zaczęła się podróż o – jak papież napisał później w książce „Dar i tajemnica” – „ogromnym znaczeniu”.
Kardynał Adam Stefan Sapieha. Archiwum NAC.
Spotkanie z dokerem
Pierwszym dłuższym przystankiem na ich trasie była Marsylia. W mieście, gdzie znajduje się jeden z największych portów Europy, dokerów nie brakuje. Karol Wojtyła i Stanisław Starowieyski szukali jednak konkretnego – nazywał się Jacques Loew i był dominikaninem. Ojciec Loew pracował jako doker już od 6 lat. Zasłynął opublikowaną w 1943 r. ankietą na temat życia robotników portowych Marsylii, w której pokazywał nędzę i warunki pracy kolegów. Kiedy spotkał się z Wojtyłą, od roku był już proboszczem parafii w La Cabucelle.
Loew wspominał, jak podczas lunchu jeden z robotników nazwał księży „świniami, którzy wyzyskują innych”. Ksiądz pracował tam jak wszyscy, ubrany w robotniczy kombinezon, więc współpracownicy nie wiedzieli, z kim mają do czynienia. „Znasz księdza z Cabucelle?” – spytał. „Nie”. „To ja nim jestem” – powiedział Loew i wytłumaczył, że pracę w dokach rozumie jako naśladowanie Jezusa – cierpienie razem z ubogimi. Księża-robotnicy starali się żyć jak koledzy z fabryk. Podejmowali pracę na pełny etat, często ponad siły. Jacques Loew wspominał, że ledwo dawał radę dźwigać polecone paczki. Inny ksiądz-doker, Michel Favreau, zginął przygnieciony toną drewna w dokach Bordeaux.
Ks. Karol Wojtyła. Fot. East News.
Podjęcie takiego wysiłku dla wielu z nich okazało się drogą do opuszczenia kapłaństwa. Wyczerpanie często nie pozwalało im wywiązać się z kapłańskich obowiązków modlitwy i odprawienia codziennej mszy św. Uczestniczenie w doli robotniczej prowadziło też niejednokrotnie do zaangażowania w walkę klasową, w związkach zawodowych i w protestach. W 1952 r. dwóch księży zostało poturbowanych i aresztowanych za udział w demonstracji. Eksperyment z księżmi-robotnikami prowadził więc do wielu napięć i ciągłej kontroli, czy uczestniczący w nim kapłani nie zapominają o duchowej posłudze. Został on nawet z tego powodu tymczasowo przerwany przez papieża Piusa XII. Część księży-robotników zostawiła wtedy pracę dla Kościoła na rzecz Francuskiej Partii Komunistycznej.
Nie był to jednak przypadek Loewa. Potrafił on – jak wielu innych księży z ruchu – pogodzić pracę dokera z obowiązkami proboszcza. Wojtyła opisał pracę jego i innych poznanych podczas wakacji księży-robotników w swoim debiutanckim artykule w „Tygodniku Powszechnym” w 1949 r.: „Nie jest to działalność oporu, sprzeciwu, działalność »anty« – przeciwnie, jest to działalność pozytywna, konstruktywna, dążąca do budowania. (…) dąży do wytworzenia nowego typu kultury chrześcijańskiej. A buduje ją (…) w środowiskach, gdzie nieraz i ślady dawnych budowli zanikły”.
Ksiądz czy bonza?
Jaqcues Loew był jednym z nieformalnych liderów ruchu. Pierwsi księża, który decydowali się łączyć służbę duszpasterską z pracą zawodową w fabryce pojawili się już przed wojną. W czasie II wojny światowej wzrosło we francuskim Kościele poczucie oderwania od realiów życia pracowników przemysłowych. Kilkuset kapłanów zostało posłanych do francuskich robotników przymusowych w III Rzeszy, gdzie odkryli, że kultura chrześcijańska już wśród nich nie istnieje: „Moja łacina, liturgia, teologia, Msza, moje modlitwy, kapłańskie szaty – wszystko to sprawiało, że byłem dla nich kimś innym, jakimś ciekawym zjawiskiem, kimś jak pop albo japoński bonza” – wspominał jeden z tych księży. W 1943 r. arcybiskup Paryża założył specjalne seminarium przygotowujące księży do pracy wśród robotników, gdzie jednym z elementów kształcenia był staż w fabryce. W następnym roku pierwsi księża rozpoczęli pracę w zakładach przemysłowych Paryża.
Ks. Georges Michonneau. Wikimedia Commons
Kolejnym etapem podróży Karola Wojtyły był właśnie Paryż. Podczas ponad dwutygodniowego pobytu poznał tam teoretyka nowego ruchu – ks. Georgesa Michonneau, autora książki „Parafia – wspólnota misyjna” – sprawozdania z pracy na dalekich przedmieściach Paryża. Wojtyła odwiedzał go w jego parafii w Colombes, na skraju paryskiej aglomeracji. Zobaczył księży, którzy starali się upodobnić swoje życie do życia parafian. Zasadą było życie na poziomie nieco poniżej stopy życiowej mieszkańców, przy całkowitej rezygnacji z opłat za posługę duszpasterską. Księżą utrzymywali parafię z dobrowolnych datków, a żyli z pracy fizycznej. „Wspólna praca przełamuje wrogie nastawienie, łączy wspólnym warsztatem, pewną wspólnotą interesów życiowych” – pisał ks. Wojtyła w „Tygodniku Powszechnym”. Pociągał go wskazywany przez księży-robotników wątek religijny pracy ramię w ramię z parafianami: kapłan w czasie mszy składa na ołtarzu ofiarę, w którą włączony ma być cały trud wiernych. Bezpośrednie uczestnictwo księdza w ich codziennym wysiłku może pozwolić mu „łączyć tę ofiarę w sposób bardziej osobisty z tym wszystkim, co jego środowisko może Ojcu Niebieskiemu złożyć w ofierze”.
Zobacz, oceń, działaj
Dziewięć lat wcześniej – w 1938 r. – na paryskim Parc des Princes zebrało się 75 tysięcy młodych robotników w beretach i mundurach. Trzymali w rękach pochodnie i sztandary. Jak pisał dziennikarz brytyjskiego czasopisma „Time” trudno byłoby ich odróżnić od komunistycznej młodzieżówki, gdyby nie to, że wszyscy uklękli przed krzyżem w obecności arcybiskupa. Byli to członkowie Jeneusse ouvrière chrétienne (JOC; fr. Młodzi robotnicy chrześcijańscy), prężnej katolickiej organizacji robotniczej (w Europie miała około pół miliona członków), którzy zebrali się, by świętować rocznicę powstania ruchu.
Spotkanie członków JOC w Paryżu w 1937 r. Wikimedia Commons.
Ks. Karol Wojtyła na początku sierpnia 1947 r. wyjechał z Paryża i przyjechał do Belgii, żeby zapoznać się z działalnością JOC w miejscu powstania organizacji – w Brukseli, w parafii ks. Josepha Cardijna, jej założyciela. W tym czasie wydawało się, że JOC jest najlepszą odpowiedzią Kościoła na sekularyzację robotników i coraz większe wpływy marksizmu wśród nich. Z JOC wywodzili się nieraz księża-robotnicy, jednak sam Cardijn był przeciwnikiem ruchu. „Ksiądz-robotnik nigdy nie może być prawdziwym robotnikiem, ponieważ w każdej chwili może przestać być robotnikiem” – twierdził. W JOC księża mieli pełnić zadania duszpasterskie, a budowę sprawiedliwej kultury opartej na katolickiej nauce społecznej Cardijn chciał pozostawić młodym członkom.
Uważał, że dobrze ukształtowani młodzi ludzie są w stanie zmienić świat wokół siebie. Zalecał im metodę „zobacz – oceń – działaj”, według której mieli w niewielkich grupach uczyć się patrzeć z uwagą na problemy innych, wspólnie je analizować i podejmować działania mające przywrócić sprawiedliwość.
Autentyczny model aktywizmu
Wojtyła miał okazję poznać charyzmatycznego założyciela JOC w Rzymie, ponieważ Cardijn wielokrotnie gościł w Kolegium Belgijskim. Jego poglądy często budziły kontrowersje z powodu podejrzeń o sympatie do marksizmu. Rzeczywiście, Cardijn zapoznawał się intensywnie z dziełem Karola Marksa, kiedy podczas I wojny światowej został aresztowany za działalność patriotyczną. W 1919 r. założył ruch młodych syndykalistów, czym wzbudził opór części Kościoła, jednak wkrótce zaczynały pojawiać się coraz liczniejsze słowa uznania. „Wreszcie ktoś przychodzi, by mówić mi o masach!” – powiedział o nim papież Pius XI i nazwał jego dzieło „autentycznym modelem” społecznego aktywizmu. Po wojnie działał już przy pełnej aprobacie Kościoła. Wniósł wiele do treści obrad Soboru Watykańskiego II. Na niedługo przed śmiercią w 1967 r. został wyniesiony do godności kardynała. W 2014 r. rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.
Ks. Joseph Cardijn. Wikimedia Commons.
Karol Wojtyła był pod ogromnym wrażeniem jego działalności. W Brukseli mieszkał w lokum należącym do JOC i zapoznał się z bliska z tą organizacją. We wrześniu przeniósł w okolice Charlerois, gdzie przez miesiąc pracował jako duszpasterz środowisk robotniczych dla Polskiej Misji Katolickiej w Belgii. Tydzień żył wśród górników w miejscowości Péronnes-lez-Binche. Starał się jak najbardziej uczestniczyć w ich życiu, zszedł do kopalni, towarzyszył choremu, który stracił w kopalni zdrowie. Przez miesiąc zdążył się zżyć ze swoimi tymczasowymi parafianami i – jak wspominał ks. Stanisław Starowieyski – „był przez nich gorąco żegnany”.
Ewangeliczny radykalizm
Ostatnim przystankiem wielkiej podróży Wojtyły było Ars, niewielka miejscowość koło Lyonu, w której sto lat wcześniej proboszczem był św. Jan Maria Vianney, znany z całkowitego oddania swoim parafianom. Wiele lat później, w rozmowie z André Frossardem, Jan Paweł II mówił: „Gdyby Jan Vianney żył w naszej epoce, na pewno starałby się cały heroizm życia kapłańskiego, cały ów ewangeliczny radykalizm, jaki bije od jego postaci, przenieść w kontekst warunków współczesnego apostolatu i duszpasterstwa. Czy można pomyśleć, że zostałby księdzem-robotnikiem? Chyba można, jeśli wziąć pod uwagę ten ewangeliczny radykalizm, jaki zawiera się także w tej koncepcji życia kapłańskiego”.
Było to w 1982 r., a w 1985 r. przy grobie kard. Josepha Cardijna w Brukseli Jan Paweł II mówił: „W osobowości Cardijna najbardziej uderzała wielka miłość do robotników i ich rodzin. Będąc wikarym, tutaj w Laeken, zgromadził młodych robotników i robotnice, skupił wokół siebie i dodawał odwagi tym ludziom niezdolnym do samodzielnego wydobycia się z trudnego położenia”. Pisząc wydaną w 1981 r. encyklikę „Laborem exercens”, w której podjął temat ludzkiej pracy, Jan Paweł II wciąż miał przed oczami te doświadczenia z młodości. Praca księży Jacquesa Loewa, Georgesa Michonneau i Josepha Cardijna, którą z podziwem oglądał w czasie długich wakacji 1947 r., zapadła mu głęboko w pamięć.
Laborem exercens
Nie można mówić o bezpośrednim wpływie tych doświadczeń na treść encykliki. Jednak podróż po Europie Zachodniej była dla młodego księdza ważnym etapem na drodze do lepszego zrozumienia zagadnienia pracy. W trosce o godne traktowanie pracowników, która wybrzmiewa w encyklice, słychać echo walki o lepsze życie robotników jego mentorów z tego okresu. Dowartościowanie przez nich pracy prostej, monotonnej, jak praca dokera lub przy taśmie produkcyjnej, daje się rozpoznać w słowach encykliki: „zakładając, że różne prace spełniane przez ludzi mogą mieć większą lub mniejszą wartość przedmiotową, trzeba jednak podkreślić, że każdą z nim mierzy się nade wszystko miarą godności samego podmiotu pracy czyli osoby: człowieka, który ją spełnia”. A miara godności człowieka jest nieskończona – „młody robotnik jest wart więcej niż całe złoto świata”, jak powtarzał ks. Joseph Cardijn.
Przede wszystkim jednak już na tym wczesnym etapie poznawania świata pracy ks. Karol Wojtyła spostrzegł, że praca, choć może mieć ogromną wartość, nigdy nie jest celem samym w sobie. Jak pisał w artykule o księżach-robotnikach dla „Tygodnika Powszechnego”, praca ma służyć budowaniu kultury, „nowego typu kultury chrześcijańskiej”. Widział więc rolę człowieka pracującego tak, jak to proponował Joseph Cardijn w metodzie „zobacz – oceń – działaj”: celem działania człowieka, celem każdej pracy, powinno być budowanie sprawiedliwości, w wymiarze społecznym i osobistym: „Praca jest dobrem człowieka – dobrem jego człowieczeństwa – przez pracę bowiem człowiek nie tylko przekształca przyrodę, dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej »staje się człowiekiem«”.
Autor tekstu: Ignacy Masny,
Centrum Myśli Jana Pawła IIŹródła
Miejsce Wydarzenia
Wybierz miejsce...
Rzym
Marsylia
Colombes pod Paryżem
Bruksela
Péronnes-lez-Binche
Ars-sur-Formans
Słowa kluczowe
Hasła ogólne:
Indeks osobowy: